"Mały Bobo" odnosi się także, do pracy swojego ojca Bogusława w ostatnich latach w Lechii
Pan bardzo przeżywał niepowodzenia taty?
Marcin Kaczmarek: - Oczywiście. Bardzo zabolało mnie to, jak tata został potraktowany w Lechii w ostatnim czasie, gdzie na koniec swojej przygody trenerskiej wrócił na stare śmieci, zrobił super robotę i po roku mu podziękowano. Widziałem, że go to bardzo bolało. I mnie też, bo Lechia to nasz klub. Wydawało mi się, że powinien bardziej skorzystać z wiedzy i doświadczenia ojca.
Pan niedawno dostał propozycję z Lechii, ale nie dogadaliście się. Dlaczego?
- Miałem ofertę, ale jestem związany umową z Wisłą Płock. Propozycja była ciekawa z każdej perspektywy – raz, że to ekstraklasa, gdzie nigdy nie pracowałem jako trener, dwa – Lechia to mój klub…
…do którego może pan czuć żal za to, jak postąpiono z ojcem.
- To nie miało znaczenia, bo ja Lechii jestem wdzięczny, że dostałem od niej propozycję pracy w roli trenera w wieku 29 lat. I byłem wtedy chyba najmłodszym szkoleniowcem w Polsce. Zrobiłem kilka awansów i też zwolniono mnie po dobrze wykonanej robocie. Też miałem powody, by mieć żal, ale tego aspektu nie brałem pod uwagę. Myślałem o tym, co jest w Wiśle, gdzie zostawiłem kawał zdrowia i wykonaliśmy mnóstwo pracy. Jesteśmy liderem po pierwszej rundzie i wychodzę z założenia, że kontrakty podpisuje się po to, by się z nich wywiązywać. Zapytałem szefów uczciwie czy mnie puszczą, bo jest taka propozycja, ale nikt nie wziął tego pod uwagę. Prezydent miasta i prezes klubu odpowiedzieli jasno, że nie wyobrażają sobie takiej sytuacji, więc uciąłem sprawę w zarodku, żeby nie robić z tego telenoweli. Skupiam się na pracy w Wiśle i wierzę, że na koniec sezonu będziemy się cieszyć z upragnionego awansu do ekstraklasy.
Cały wywiad na Futbolfejs.pl