[fragmenty]
W Wiśle Kraków prawdziwą szansę dał mu Franciszek Smuda. We włoskiej Catanii mu nie wyszło, ale klub kupował wtedy mecze, by utrzymać się w Serie B. Teraz Michał Chrapek udowadnia swoją wartość, wyrastając na czołowego środkowego pomocnika ligi.
– Pamiętam, jak jechaliśmy autokarem i zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej w Częstochowie. Tuż obok niej do dzisiaj stoi KFC. Piłkarze dostali chwilę, by rozprostować nogi i coś sobie ewentualnie kupić w sklepiku przy stacji. Wrócili do autokaru, ale nie było Michała. W końcu przyszedł z jakąś taką dziwną miną. Spytałem go, co mu zajęło tyle czasu. „A wziąłem sobie shake'a” – odpowiedział. Tyle że miał przy ustach widoczne ślady panierki. Kogoś tam mógł oszukać, ale trenera nie udało mu się nabrać – śmieje się Cecherz. Chrapek w tamtym czasie nie przywiązywał większej wagi do zdrowego żywienia i często jadał właśnie w fast-foodach. – Te historie są trochę przesadzone, choć czasami pozwalałem sobie wtedy na chwile zapomnienia. Nie byłem jeszcze do końca świadomym piłkarzem – przyznaje pomocnik Lechii.
O jego podejście do zawodu najbardziej dbał menedżer, Konrad Gołoś. Chrapek miał tendencję do tycia i to właśnie agent uświadamiał mu, jak temu zapobiec. W pewnym momencie załatwił mu profesjonalnego dietetyka. – Na zdrowy tryb życia tak naprawdę przestawiłem się, kiedy grałem we Włoszech. Całkowicie zmieniłem podejście do diety, a tamte historie traktuję dzisiaj z przymrużeniem oka – tłumaczy Chrapek. W innym z wywiadów opowiedział, że zaczął sam przygotowywać sobie posiłki pięć razy dziennie i od pewnego momentu w kuchni spędza prawie pół dnia.
Cały artykuł w "Przeglądzie Sportowym