WP SportoweFakty: To pana kolejne podejście do Lechii Gdańsk. W dwóch ostatnich sezonach kończyło się to wypożyczeniami do innych klubów. Czy dało się poznać szatnię wchodząc do niej raz jeszcze?
Bartłomiej Pawłowski: Ostatni raz grałem regularnie w Lechii u trenera Machado. Tych twarzy z tamtego okresu jest już bardzo mało. Co by się jednak nie działo, w zespole są Rafał Janicki i Piotr Wiśniewski. Kiedyś czytałem artykuł, w którym podano ilu trenerów oraz piłkarzy przeszło przez Lechię, a Rafał Janicki jest w niej cały czas. Jest kilku nowych zawodników, ale nie sprawia mi to żadnego problemu z aklimatyzacją. Wręcz przeciwnie.
Czy czas bez gry w klubie, w którym ma pan podpisany kontrakt się nie dłużył?
- Brakowało mi trochę morskiego powietrza. Na szczęście wracam. W trakcie sezonu słyszałem głosy, że prawdopodobnie wrócę. Później dowiedziałem się z mediów, że jestem brany pod uwagę. Kilka dni po tym dostałem oficjalną informację.
Jak pan reagował na kolejne wypożyczenia?
- Źle bym się czuł, gdybym nie grał regularnie. Rywalizacja o miejsce w składzie była bardzo duża. Do tego nie było cierpliwości, by zawodnik mógł zagrać 2-3 mecze z rzędu. Presja wyniku w Lechii zawsze była wysoka i nie ma się co dziwić. Klub ma ogromne ambicje. Mogłem zostać w klubie, szczególnie wtedy, gdy strzeliłem dwie bramki w Pucharze Polski. Regularność była dla mnie najważniejsza i stąd decyzje o wypożyczeniach.
Czy teraz patrząc na skład Lechii widzi pan dla siebie miejsce w wyjściowej jedenastce?
- Zdecydowanie widzę. Nie ukrywam, że przychodzę z nadzieją na regularne występy. Mam za sobą udany sezon w Koronie Kielce. Nie musiałem się nigdzie pchać i nie nalegałem, by dostać szansę w Lechii. Po prostu wyciągnięto do mnie rękę i odezwano się do mnie. Ja chcę skorzystać z tej opcji i udowodnić w klubie, który będzie grał o wyższe cele, że stać mnie na występy w pierwszym zespole.
Cały wywiad na Sportowefakty.wp.pl