[fragment artykułu z serwisu Transfery.info]
„Synu, pewnego dnia postawisz stopę na portugalskiej ziemi” - nie bał się powiedzieć na głos ojciec nowego obrońcy gdańskiej Lechii. Od tego momentu minęło już jakieś 20 lat, a defensor zdążył wielokrotnie zderzyć się ze ścianą, odbić się od niej i powrócić znacznie silniejszy niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Jego historia zaczyna się w Mississauga, w południowym Ontario, gdzie młody Steven brał futbolówkę pod pachę i biegł za dom, na szkolne boisko, rozkładał starą siatkę, którą dostał od jednego z nauczycieli i która nosiła na sobie ślady kilku pokoleń. I trenował. Trenował jak uderzyć w piłkę, żeby wpadła do bramki.
Alice Vitoria miała mieszane uczucia. Wielokrotnie namawiała syna, żeby wybrał się ze swoimi kolegami z boiska obejrzeć jakiś film lub po prostu spędzić z nimi trochę czasu, ale ten był nieugięty. Nie w głowie mu były popcorn czy kino. „Pytałam, Steven, koledzy cię wołają, może powinieneś zrobić sobie choć chwilę przerwy, a odpowiedź zawsze była taka sama: naprawdę nie mam na to ochoty”, opowiadała jego matka w rozmowie z thestar.com. Pasja wnuczka nie umknęła jego babci, która pewnego dnia miała powiedzieć: „Ten dzieciak postawi jeszcze jeden krok na tej drabinie, a za paskiem będzie miał linkę od bungee próbując zrobić idealną siatkę”. I zrobił. Nawet kilka. Zaniedbując przy tym niemalże całe życie osobiste.
„Nie będę nikogo okłamywać: to było i jest wymagające. Ciężko pracowałem, żeby być tu, gdzie teraz jestem (przyp. red. zawodnik Porto). Można siedzieć i czekać, żeby rzeczy same się wydarzyły lub… można podążać za marzeniami”, opowiadał Steven w rozmowie z tym samym portalem. On od początku wiedział, że piłka nożna to właśnie „to”, czemu chce się poświęcić. Po „to” właśnie było całe zaniedbywanie kolegów, trenowanie o świcie. Każdy element składowy miał go doprowadzić do celu: a on wiedział, co nim jest. „Nawet spał z piłką”, nie dowierzał brat Stevena, Jason.
Wcale nie musiało tak być. Chociaż ojciec obrońcy jest zdeklarowanym entuzjastą futbolu i od zawsze chciał, żeby syn rozwijał się w Portugalii, to równie dobrze mógł nie mieć ku temu możliwości. Rodzice Stevena pochodzą z Azorów i dopiero później przeprowadzili się do Toronto, następnie Sudbury i wreszcie Mississauga. Zamienili wyspy wulkaniczne na metropolię, a ich syn stał się morderczym snajperem, który w juniorach potrafił pakować po 10, 12 piłek do bramki grając na pozycji środkowego pomocnika. Woodbridge Strikers okazało się być za małe.
Cały artykuł na Transfery.info