- I nic innego nie ma znaczenia. W Płocku prowadziliśmy 1-0, ale przegraliśmy 1-2. Zaliczyłem wtedy asystę, ale teraz liczę na coś więcej, a zwłaszcza na trzy punkty. Wiem, że jesteśmy w stanie je wywalczyć - mówi Sławomir Peszko przed meczem z Wisłą Płock.
Peszko uważa, że beniaminek Ekstraklasy nie zaprezentuje w Gdańsku zbyt ofensywnego futbolu.
- W tym meczu rywale się cofną, a my będziemy skazani na atak pozycyjny. Nie możemy się jednak nadmiernie odsłonić, bo Wisła ma szybkich skrzydłowych oraz silnego napastnika i może nas skontrować. Musimy grać spokojnie i cierpliwie, kontrolować to spotkanie oraz wykorzystać sytuacje, które zapewne sobie wypracujemy - dodał.
31-letni boczny pomocnik nie ukrywa sentymentu do płockiego klubu, w którym miał okazję występować.
- Rozegrany w lipcu mecz był dla mnie jednym z najbardziej szczególnych w życiu, bo bodajże po 10 latach pojawiłem się w Płocku jako piłkarz. Do tego miasta, gdzie mam rodzinę i znajomych, zawsze natomiast zajeżdżałem, kiedy wracałem z Niemiec do Polski. Dobrze się znam z prezesem Kruszewskim i trenerem Kaczmarkiem, którym muszę podziękować, bo zawsze mogłem liczyć na ich pomoc i ludzkie podejście. Bezinteresownie przygarnęli mnie, kiedy Kolonia spadła z Bundesligi, a ja przed wyjazdem do Anglii nie miałem klubu. Dzięki ich życzliwości trenowałem z Wisłą, a nawet jeździłem z nią na zgrupowania - przypomniał.
Popularny "Peszkin" z powodu żółtych kartek nie zagrał w ostatnim ligowym meczu z Pogonią Szczecin. Z trybun obejrzał również towarzyskie spotkanie reprezentacji Polski ze Słowenią.
- Dzień przed meczem we Wrocławiu niefortunnie i przypadkowo zderzyłem się z Kubą Błaszczykowskim. Pod palcem pojawił się krwiak, który został co prawda szybko przekłuty, ale i tak nie mogłem założyć buta. Z trenerem Nawałką ustaliliśmy, że nie ma sensu podejmować ryzyka, bo nie jest to spotkanie u punkty. W środę normalnie już trenowałem i jestem zdolny do gry. W sobotę wracam na boisko - stwierdził.
Czytaj więcej na Interia.pl