[fragmenty]
- W Standardzie w ogóle ze mną nie rozmawiał. Nie usłyszałem od niego ani słowa wytłumaczenia, dlaczego nagle przestałem być brany pod uwagę przy ustalaniu składu. To było przykre. Zresztą ten człowiek, prowadząc Crvenę Zvezdę, też nic nie osiągnął. Nie doprowadził nas do mistrzostwa kraju, graliśmy poniżej oczekiwań. Po trzech miesiącach już go nie było w klubie – opowiada Serb.
- Piłka nożna kojarzy mi się dziś z ciągłą zmianą. Z niepewnością – mówi obrońca Lechii. Do takiego wniosku mogły doprowadzić go wydarzenia, które miały miejsce po odejściu z Belgradu. Pojechał do Evian, podpisał kontrakt, zadowolony wrócił do hotelu. Niedługo później okazało się jednak, że zmienił się prezydent klubu i papier jest nieważny. Wtedy do gry wkroczyła Lechia. Na początku 2014 roku Mladenović był w Trójmieście, ale tym razem okazało się, że jego agent i prezes Lechii ostatecznie nie doszli do porozumienia. O tym, jak szybko można stracić mocną pozycję w klubie, przekonał się jeszcze w sezonie 2016/2017, gdy trafił do niemieckiego 1. FC Köln. Przez pół roku radził sobie dobrze, a trener Peter Stöger mówił w wywiadach, że Mladenović to jego kluczowy zawodnik. Minęło kilka miesięcy i szkoleniowiec zmienił retorykę. Stwierdził, że Serb zupełnie nie pasuje do filozofii klubu.
Cały artykuł