Co dalej?
Sławomir Peszko: Na pewno nie palę się do kolejnego wyjazdu. Chcę zostać w Gdańsku. Dobrze się tu czuję. Podobnie jak moja rodzina. Wróciłem do Polski, żeby załapać się na mistrzostwa Europy. Udało się. Dwa lata później wyjechałem na mundial. To także ogromne wyróżnienia dla Lechii.
Szukasz sobie nowego klubu?
Nie grałem pół roku więc ciężko o jakieś konkretne oferty. Pojawiają się zapytania. Zobaczymy, co wydarzy się w tym oknie transferowym. Dopuszczam inne scenariusze niż pozostanie na Pomorzu, ale są one mało prawdopodobne. Priorytetem jest zostać w Lechii. Mam ważny kontrakt jeszcze przez półtora roku, a potem gwarancję pracy w klubie przez pięć lat.
W jakiej roli?
Skauta.
Nie żal Ci straconego czasu? Jeszcze mógłbyś chwilę pograć na niezłym poziomie, a wydaje mi się, że Piotr Stokowiec nie zmieni zdania. Konsekwentnie buduje nowy zespół.
Respektuję zasady trenera, jednocześnie nie mogę się do końca z nimi pogodzić. Gdybym miał 25 lat, może spakowałbym walizkę i bez problemu wyjechał, ale myślę też o swojej rodzinie. Nie chcę jej burzyć całego świata kolejną przeprowadzką.
Prezes Adam Mandziara zadeklarował na naszych łamach, że nie wtrąca się do decyzji trenera.
To zrozumiałe. Nie może stanąć po żadnej ze stron. Z prezesem znamy się wiele lat. Był moim menedżerem, załatwiał kontrakt w FC Köln czy niedoszłe przenosiny do Augsburga. Dobrze się dogadujemy, ale wiem, że nie może wchodzić w kompetencje szkoleniowca. Jednocześnie mam ważny kontrakt i coś w końcu trzeba będzie z tym zrobić.
Jest przepis, że jeśli piłkarz nie rozegra w sezonie dziesięć procent spotkań, można z nim rozwiązać umowę z powodów sportowych.
Kwestia sporna. Nie obniżyłem poziomu swojej pracy. Wróciłem z mundialu, normalnie pracuję, nie obijam się, nie zarywam treningów. Wiem, że mógłbym jeszcze pomóc temu zespołowi. Decyzja, że wylądowałem w rezerwach nie zależała od mojej sportowej postawy.
Cały wywiad