Jak odnajduje się pan w tej zupełnie nowej dla nas wszystkich rzeczywistości związanej z epidemią koronawirusa?
Piotr Stokowiec: Rzeczywiście, coś takiego spotkało nas po raz pierwszy w życiu i tak naprawdę trudno powiedzieć, w jakim stanie ducha jesteśmy. Pojawia się sporo wątpliwości, niepewności. W naszym przypadku jest to jednak przekierowane na działanie, po prostu robimy swoje. Zespołowi zaaplikowaliśmy solidną pracę domową, każdy z piłkarzy musi dbać o siebie, my jako sztab szkoleniowy również. Trzeba wykorzystać ten czas w najlepszy możliwy sposób, uważając na siebie i nie narażając innych.
Jest trochę więcej czasu, żeby zająć się rzeczami pozasportowymi?
– Przede wszystkim nadrabiamy rodzinne zaległości, bo w ostatnich 10 latach czy nawet wcześniej, kiedy byłem jeszcze zawodnikiem, tych urlopów nie było za dużo, a jak były, to niezbyt długie. Jest okazja, żeby poprzebywać razem, i to jest chyba jedyny pozytyw tego wszystkiego. Ale oczywiście dużo czasu poświęcam również na sprawy zawodowe. Wraz ze sztabem szkoleniowym analizujemy naszą grę, mocne, słabe strony. Nadrabiamy zaległości taktyczne. Robimy też aktualny monitoring zawodników, pod tym kątem jesteśmy w sztabie podzieleni na kilka grup.
Co poza tym?
– Książka jak najbardziej, film również. Jako trener współpracujący z młodymi ludźmi muszę też być, że tak powiem, na bieżąco, oglądać Netflix itp. Żeby się nie okazało, że zawodnicy w szatni mówią innym językiem. Nie mogę być z innego świata.
To może przekona się pan do Facebooka czy Twittera? Na razie w mediach społecznościowych jest pan nieobecny.
– Na razie nie planuję wchodzić w ten świat, to melodia przyszłości. Są podzielone zdania na ten temat – warto czy nie warto? Gdybym się zdecydował, to bez problemu bym się w tym odnalazł, ale uważam, że bez tego da się żyć.
Cała rozmowa