Gdańsk: piątek, 19 kwietnia 2024
AKTUALNOŚCI

33. urodziny gwiazdy Premier League

31 marca 2020

Angielska ekstraklasa od lat jest największą sceną wśród piłki ligowej. To w Premier League kreują się gwiazdy, które, gdy ustabilizują formę, mogą stać się legendami klubu czy wywalczyć sobie transfer do Barcelony lub Realu.

Wyspiarze w ostatnich sezonach „wyspecjalizowali się” również w tworzeniu innego rodzaju legend. Graczy jednego sezonu, zawodników, którzy z różnych powodów potrafili błysnąć w sposób spektakularny i jeszcze efektowniej spaść z firmamentu. Kto dziś nie pamięta tego, co wyrabiał w Newcastle Hatem Ben Arfa albo duet nienawidzących się napastników Demba Ba-Papis Cisse? Kto z fanów Premier League nie wspomina z rozrzewnieniem fantastycznego sezonu 2012/13 w wykonaniu Michu ze Swansea? Takich przykładów jest sporo, ale jeden z nich wydaje mi się na swój sposób odmienny. I tak się składa, że obchodzi dziś urodziny.

Dimitri Payet przez lata przebijał się w uznanych zespołach Ligue 1. Na transfer do Premier League zapracował sobie ostatecznie kampanią 2014/15 w barwach Olympique Marsylii, gdy w 36 spotkaniach zanotował 7 goli i aż 21 asyst. Zgłosił się po niego West Ham, płacąc, jak na warunki Premier League, niewiele, bo 15 milionów euro. Dla londyńskiego zespołu, cierpiącego na brak gwiazd, okazał się powiewem świeżego powietrza. Wszedł do ligi wraz z drzwiami. We wszystkich rozgrywkach zanotował 12 goli i 15 asyst, a przy tym trzeba wspomnieć, że w listopadzie i grudniu opuścił siedem spotkań.

W fenomenie Payeta nie chodzi jednak wyłącznie o suche liczby. Francuz jest graczem iście spektakularnym, potrafiącym porwać tłum, kreującym dziesiątki sytuacji, a przy tym genialnym dryblerem. Jego znakiem rozpoznawczym stały się jednak jego wyjątkowe uderzenia z rzutów wolnych… Ostatecznie, głównie dzięki jego fenomenalnej postawie, West Ham osiągnął na koniec sezonu bardzo wysokie, siódme miejsce, które gwarantowało eliminacje do Ligi Europy.

Niestety, sielanka nie trwała długo. Wraz z początkiem nowego sezonu pojawiały się coraz nowsze informacje sugerujące, że rodzina Payeta nie jest szczęśliwa w Anglii i marzy o powrocie do ojczyzny. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że dzisiejszy solenizant zgodził się parafować nową umowę, dzięki której zarabiał ponad 100 tysięcy funtów tygodniowo. Ostatecznie, po wielu przepychankach, opuścił Londyn w połowie kolejnego sezonu i powrócił do Marsylii. Tam wciąż zachwyca. Jego najlepszym, a przy tym najbardziej katastrofalnym w skutkach okazał się sezon 2017/18. Payet brylował w Ligue 1 i rozgrywkach Ligi Europy, gdzie jego Olympique dotarł do finału. W tym spotkaniu jego zespół przegrał z Atletico 0:3, a sam Francuz został kontuzjowany, przez co nie otrzymał powołania na mistrzostwa świata. Jak wiemy, „Tricolores” sięgnęli wówczas po złoto.

Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że to karma. Że należało mu się. Pewnie, Payet nie zachował się wobec kibiców i zarządu „Młotów” w porządku. Piłkarzem jest jednak niesamowitym i jestem przekonany, że z nim w składzie aktualnych mistrzów świata zapamiętalibyśmy jako jeszcze silniejszy i znacznie piękniej grający zespół. Tekst powstał dzięki bukmacherowi online Betfan.pl .
(greg / lechia.gda.pl) 31 marca 2020, 10:15
REKLAMA
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.027