Gdańsk: sobota, 20 kwietnia 2024
AKTUALNOŚCI

M. Kobylański: Trzy mecze w Lechii. To strasznie bolało

20 lipca 2020

Martin Kobylański w ostatnim tygodniku "Piłka Nożna" poruszył wątek nieudanej przygody w Lechii Gdańsk.

Do pobytu w Lechii Gdańsk Martin Kobylański najchętniej by nie wracał, bo w Ekstraklasie zaliczył zaledwie 3 mecze. Wrócił więc do Niemiec i zaczynał od zera. Dziś 26-letni syn Andrzeja, wicemistrza olimpijskiego z Barcelony 1992, może się uważać za bohatera Brunszwiku, bo z Eintrachtem wywalczył awans do 2. Bundesligi. Grając na pozycji ofensywnego pomocnika strzelił 18 goli w sezonie 2019-20.


10, 12, 18 - liczba twoich goli w lidze rośnie z sezonu na sezon.
Fajne te ostatnie lata - mówi Martin Kobylański. - Nie miałbym nic przeciwko temu, jakby w drugiej lidze szło mi tak dalej. W Muenster po Lechii mozolnie się odbudowywałem. Dostałem tam szansę regularnej gry, zaufanie, tak samo było w Brunszwiku. Awans z Eintrachtem przypieczętowaliśmy już pod wodzą Marco Antwerpena, tego samego szkoleniowca, który na mnie postawił w Preussen. Powrót do Niemiec wyszedł mi na dobre, bo trafiałem na ludzi, którzy we mnie wierzyli. Nawet po słabszych spotkaniach nie siadałem na ławce, dzięki temu zyskałem pewność i swobodę.

W Lechii zabrakło zaufania?
- Próbuję ten temat omijać. Nie wiem czemu w Gdańsku rozegrałem tylko trzy spotkania w Ekstraklasie. Zadawałem sobie to pytanie, ale nie umiałem i nie umiem znaleźć odpowiedzi. Wiele osób dziwiło się, nawet koledzy z Lechii, ale co ja mogłem zrobić? Lepiej patrzeć do przodu, a jestem obecnie w drużynie, w której cieszę się futbolem, gram w piłkę i strzelam gole.

Nie miałeś w Polsce momentów zwątpienia?
- Przenosząc się z Niemiec do Lechii, wiedziałem, że nie będę miał problemów z aklimatyzacją, bo znałem język. Byłem pełen energii i w życiu nie brałem pod uwagę tego, że zaliczę jedynie trzy mecze w Ekstraklasie. To strasznie bolało. Rozmawiałem o tym z ojcem, on sam nie wiedział, o co chodzi, ale doradził mi powrót do Niemiec. Nie chciałem się przenosić z Lechii do kolejnego polskiego klubu.

Może komuś przeszkadzało nazwisko Kobylański?
- Może. Jestem otwartym człowiekiem, łapię szybko kontakt z ludźmi. Wiem co w piłce osiągnął mój tata, ale ja pracuję na siebie. W Preussen Muenster nikt nie patrzył, że nazywam się Kobylański, dostałem czystą kartę. Zrobiłem nawet trzy kroki do tyłu, a ludzie dziwili się jak można przenosić się z Ekstraklasy do niemieckiej trzeciej ligi. Nie przejmowałem się krytycznymi opiniami, chciałem grać i pokazywać swoją wartość. W Muenster wróciłem na właściwe tory, odbudowałem się mentalnie, a z Eintrachtem Brunszwik wywalczyłem awans do drugiej ligi.
(greg / Piłka Nożna) 20 lipca 2020, 09:30
REKLAMA
Copyrights lechia.gda.pl 2001-2024. Wszystkie prawa zastrzeżone.
kontakt | 0.034