fragmenty:
Lechia to przeszłość. Mam wrażenie, że już tyle razy łączono pana z Legią, że w końcu musiało się to urzeczywistnić.
Filip Mladenoović: Ale po raz pierwszy działo się to wszystko na poważnie. Wcześniej słyszałem o takich plotkach, ale dopiero dwa miesiące temu miałem kontakt z przedstawicielami Legii. Najpierw zadzwonił do mnie trener Vuković. Powiedział, jak widzi moją rolę przy Łazienkowskiej, był zdecydowany, że chce mnie w swoim zespole. Potem rozmawiałem z dyrektorem sportowym Radkiem Kucharskim. Przedstawili mi konkretną ofertę, wizję. Znałem konkrety, piłka była już po mojej stronie.(...)
Przed rokiem mówił pan: „Czuję się w Gdańsku bardzo dobrze, na razie nie chcę go zmieniać na żadne inne miasto. No, chyba że dostanę dwa razy lepszą ofertę: finansowo lub sportowo.” Oferta Legii była lepsza pod którym względem?
- Po prostu czułem, że to dla mnie rozwój, na tym mi zależało. Nigdy nie zmienię jednak zdania o Gdańsku. Nie ma znaczenia, gdzie gram, zawsze będę dobrze wspominał to miasto, klub, w którym spędziłem dwa i pół roku. Ludzie mogą mi teraz wypominać, że zmieniłem barwy, ale sam najlepiej wiem, jak pięknie pożegnałem się z Lechią. Żaden zagraniczny zawodnik nie miał takiego pożegnania, tylko kilku Polaków tego doświadczyło. To najlepiej podsumowało, jak szanowałem ten zespół, sztab, kibiców, i jak oni mnie. Bardzo za to dziękuję, do końca życia tego nie zapomnę. Ale nadszedł taki moment, że musiałem coś zmienić. To było naturalne. 99 procent osób, które mnie za to krytykują, postąpiłoby tak samo. Po prostu chciałem się rozwijać.
Pana były szkoleniowiec Piotr Stokowiec z pewnością jest dobrym trenerem. A jakim jest człowiekiem? Ostatnio pojawiają się na ten temat różne głosy.
- Mieliśmy bardzo dobre relacje i tak już zostanie. On pomógł mnie, a ja się odwdzięczałem. Kiedy przyszedł do Gdańska, nie byłem w najlepszej dyspozycji. Szybko zrozumiałem, czego trener Stokowiec ode mnie wymaga, dostosowałem się. Miał rację, kiedy na początku, gdy objął drużynę, na mnie nie stawiał. Potrzebowałem okresu przygotowawczego, po nim wszystko się poukładało. I kiedy w następnym sezonie wskoczyłem do pierwszego składu, to tak już zostało. Miałem jego zaufanie, ale to było obustronne. Razem osiągnęliśmy historyczny wynik, nikt przed nami tego nie dokonał. Piękna sprawa. Te dwa i pół roku to była mozolna praca, najbardziej intensywna w całej mojej karierze. Nie mogę złego słowa o nim powiedzieć, nie chcę komentować opinii innych zawodników. To ich historie, nie znam tematu.
Zaległości finansowe w Lechii irytowały?
- Przyszedłem do Lechii, aby się odbudować. Cieszę się, że mi się to udało, a klub osiągnął w tym czasie sukces. Wiedziałem, na co się piszę, byłem przekonany, że nawet jeśli będą zaległości, to ostatecznie dostanę swoje pieniądze. Miałem rację. Podpisałem umowę z Legią, na koniec Lechia wszystko mi wypłaciła. Nie było sensu się obrażać, wykłócać. To jest moje zdanie. Nie oceniam innych, ale jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie zależało mi tylko na pieniądzach. Liczyło się przede wszystkim to, by wrócić na ten poziom, co dawniej. Udało się. Już kilka razy powtarzałem, że miałem idealne relacje z prezesem, mogę mu podziękować, że kiedy byłem w trudnym momencie kariery, podał mi rękę. Myślę, że się odwdzięczyłem.
Cały wywiad