Interia przeprowadziła rozmowę z trenerem Ricardo Monizem, który w roku 2014 w 10 meczach prowadził drużynę Lechii. Oto fragmenty dotyczące gdańskiego klubu.
Co pan obecnie porabia?
- Do stycznia prowadziłem Excelsior w moim rodzinnym Rotterdamie. Potem nastąpiła pandemia. Miałem ostatnio kilka ofert pracy z Azji, z Japonii i Indii, ale w ten niepewny czas czekam na propozycję z Europy.
W 2014 roku przyjechał pan pracować do Polski, do Lechii Gdańsk. Czy spodziewał się pan niedźwiedzi na ulicach?
- Byłem tam tylko trzy miesiące, ale każdy dzień był świetny. To jedno z moich niespełnionych marzeń, by wrócić do pracy w Polsce. Jako trener słowackiego Trenczyna przyjechałem na pucharowy mecz do Zabrza. Wróciły wspomnienia.
Zdaje się, że był pan bliski powrotu.
- Zgadza się, rozmawiałem ze Śląskiem Wrocław. Byłem pięć minut od lotniska, gdy zadzwonił telefon. Doszło do nieporozumienia z agentem i ostatecznie nic z tego nie wyszło.
W Gdańsku wciąż jest pan pamiętany.
- Teraz, gdy o tym rozmawiamy, przypominam sobie tamten czas. Wygrany mecz z Lechem Poznań i dwie bramki Sadajewa. Mieliśmy świetną grupę piłkarzy: Makuszewski, Grzelczak, Pietrowski, Deleu, Vranjes, Janicki, Dawidowicz.
Zawodnicy wspominają niezwykle ciężkie treningi, także mentalne.
- Piłkarz liczy się od pasa w górę. W Holandii mamy takie powiedzenie: "Nie chowaj się za drzewem". To wszystko jest w głowach sportowców i to, czy są dojść na szczyt, to ich wybór.
Niesamowicie pan wtedy graczy "pompował". Na Rafała Janickiego wołał pan "Baresi".
Praca w sprzedaży. Dobrze płatna
- Tak. Był na dobrej drodze, by zostać świetnym obrońcą. Co dziś robi?
Gra w Wiśle Kraków.
- Świetnie. Chociaż, z całym szacunkiem dla Ekstraklasy, którą uważam za trudną ligę, mógł grać wyżej.
Wojciech Zyska była u pana Nigelem de Jongiem, a Paweł Dawidowicz to Nemanja Matić.
- Baresiego nie prowadziłem, ale często porównywałem piłkarzy do tych, których miałem pod opieką w Tottenhamie, HSV czy Feyenoordzie.
Szybko pan odszedł z Lechii.
- Moja matka w Holandii była chora, dlatego przyjąłem ofertę TSV 1860 Monachium, by być bliżej domu. Ludzie nie dowierzali, mówiąc że robię to dla pieniędzy. To nieprawda. Kontrakt, który miałem w Gdańsku, nie był wcale gorszy od tego w 2. Bundeslidze.
Czytaj całość