Pod lupą - Bassekou Diabate

Bassekou zaczął z wysokiego C. To jego otwierające podanie na wolne pole do Davida Steca napędziło akcję, po której Lechia objęła prowadzenie. Raz po raz uciekał, a to Jakubowi Szymańskiemu, a to Przemysławowi Wiśniewskiemu, ale nie przekładało się to na zagrożenie bramki Górnika. Młody piłkarz często tracił równowagę w pojedynku z silniejszymi przeciwnikami. Można jednak zastosować w tym temacie taryfę ulgową, gdyż mimo różnicy w fizyczności bardzo starał się powalczyć w pressingu czego efektem były stałe fragmenty gry dla naszej drużyny.

Druga połowa to już zupełnie inna historia. Napastnik był na murawie przez 23 minuty i nie zaliczył ani jednego dobrego zagrania. W 48. minucie miał już obrońcę Górnika na ziemi, a i tak oddał strzał prosto w niego. 3 minuty później został obsłużony świetnym podaniem i mógł zabrać się z piłką aż do pola bramkowego rywala. Nie wiedzieć czemu zdecydował się oddać beznadziejne uderzenie po ziemi prosto do koszyczka Daniela Bielicy. Zaraz potem po ping-pongu w środku pola dostał kolejną szansę. Minął Rafała Janickiego i nieatakowany przez nikogo oddał strzał w słupek. Marnowanie takich sytuacji jest karygodne. Ostatni raz przy piłce był chwilę przed zmianą. Kolejne podanie do przodu od Łukasza Zwolińskiego i kolejne złe zachowanie. Malijczyk pozwolił piłce skozłować, przez co przeciwnicy momentalnie go dogonili. Po tej akcji jego miejsce zajął Kacper Sezonienko.

Bass niemalże na swoje urodziny (15 kwietnia skończył 22 lata) dostał pierwszorzędny prezent - możliwość gry w pierwszym składzie w Ekstraklasie. Nie można mu odmówić chęci i woli walki, natomiast widać braki w piłkarskim rzemiośle. Z kim strzelić bramkę jak nie z Górnikiem, który ma na koncie 13 straconych goli w ostatnich 5 meczach i tak naprawdę gra już o nic? Malijczykowi życzymy wszystkiego najlepszego i przyspieszenia w rozwoju, gdyż w innym wypadku pociąg o nazwie "Ekstraklasa" może mu zacząć odjeżdżać.

Autor: RLA