Szalony finał Pucharu Polski — Pamiętne mecze
2 maja 2025
Biało-Zieloni po historycznym drugim zdobyciu Pucharu Polski, sięgnęli po szansę poprawienia dorobku w kolejnej edycji. Po dość szczęśliwym zwycięstwie w półfinale z Lechem trafili na rozpędzoną, zwycięstwem 3:0 nad Legią, Cracovię. Finał ten był nietypowy, bo ani nie był rozgrywany 2 maja, ani nie odbywał się na Stadionie Narodowym. Wszystko rzecz jasna za sprawą pandemii.
Pierwsze 20 minut obyło się bez większych konkretów. Swoje okazje miała Cracovia, jednak daleko im było do poważnego zagrożenia. Takie jako pierwsi stworzyli sobie gdańszczanie, do spółki z defensywą Pasów. Od tyłu ryzykownie rozgrywali Jablonsky, Hrosso i Helik, przy czym ostatni z wymienionych chciał wziąć na ,,zakos” Makowskiego, co nawet mu się udało tyle, że wypuścił sobie tym samym piłkę na tyle daleko, że przytomnie dopadł do niej Paixao. Portugalczyk zgrał do Udovicia, a ten z bocznej strefy boiska posłał piłkę w pole karne, do której dopadł niepilnowany Haydary i zamienił świetne podanie na gola. Pasy nie pozostały bierne i szybko chciały się odgryźć. Niezłą sytuację przez grę na raz w trójkącie wypracowali sobie goście, jednak Wdowiak uderzył w boczną siatkę. Odpowiedzieli na to Lechiści i ponownie w roli głównej Udovicic, który najpierw zamarkował wrzutkę, a później uderzenie, jednak faktyczny strzał został zablokowany. Parę minut później mający sporo miejsca Fila zszedł z piłką do środka i próbował swoich sił strzałem z dystansu, jednak bezskutecznie. Lechia mimo to nie ściąga nogi z gazu. W niezłej sytuacji po rzucie rożnym znalazł się Nalepa, jednak przytomna interwencja obrońcy Cracovii zapobiegła utracie bramki. Tym samym zakończyła się pierwsza połowa, z której zdecydowanie bardziej zadowoleni mogli schodzić gdańszczanie, nie tylko ze względu na wynik, ale i cały przebieg gry.
W drugą połowę lepiej zdecydowali się wejść zawodnicy Cracovii. Po wrzutce w pole karne w dogodnej sytuacji na 5. metrze znalazł się Jablonsky, jednak zablokował go Pietrzak i to w zasadzie on uchronił Lechię przed utratą korzystnego wyniku. Heroiczną interwencję obrońca okupił kontuzją i był zmuszony do opuszczenia placu gry. Zastąpił go Conrado, który od razu ożywił ofensywną grę Lechii. Po genialnym podaniu od Gajosa i sprincie przez pół boiska Brazylijczyk miał dobrą okazję, jednak przestrzelił. Minutę po tej akcji zaatakowali podopieczni Probierza. Z bocznej strefy wrzucił Rapa wprost na głowę Loshaja, który trafił w słupek. Sporo szczęścia mieli gdańszczanie. Zabrakło im go, jednak po centrze po szesnastkę posłanej przez Pestkę do niepilnowanego Van Amersfoorta. Błąd w kryciu bez problemów wykorzystał Holender i wyrównał stan rywalizacji. 9 minut później, ponownie po wrzutce z tej samej strony wynik podwyższa, ponownie niepilnowany, Cornel Rapa. Szczęście Pasów dość szybko zostało ukrócone przez sędziów VAR, którzy dopatrzyli się zagrania ręką. Atmosfera w Lublinie była gorąca, co udzieliło się Malocy, który bezsensownie faulował Van Amersfoorta, za co został ukarany czerwoną kartką. Nie podłamali się tym gdańszczanie i ruszyli z akcją. W pole karne piłkę posłał Conrado, a do niej dopadł Patryk Lipski i umieścił ją w siatce. Miał nosa trener, bo wprowadził strzelca bramki 3 minuty wcześniej, wejście smoka! Była to już 86. minuta więc czasu zostało niewiele. Od razu po rozpoczęciu Pasy ruszyły z akcją, którą strzałem zakończył Pestka, czego owocem był rzut rożny. A rożny zamieniony został na bramkę przez Jablonskiego, który najwyżej wyskoczył w polu karnym i w Lublinie zapowiadało się na dogrywkę. Euforia w obozie Cracovii przełożyła się na jej zdominowanie Lechii w doliczonym czasie gry, jednak nie zdołali dołożyć kolejnego trafienia.
W dogrywce Lechia praktycznie nie istniała. Ciągle napierała Cracovia, a swoich sił próbowali Vestenicky, Wdowiak i Loshaj, jednak bezskutecznie. Widać było, że osłabiona Lechia chciała przeczekać do rzutów karnych i tam liczyć na szczęście. To się jednak nie udało. W 117 minucie płaską centrę w pole karne zagrał Pestka, a tam wślizgiem piłkę w siatce umieścił Wdowiak. Wielka radość Cracovii po bramce, która zwieńczyła świetną grę w dogrywce, walkę do końca i umiejętność wykorzystania szans danych przez przeciwnika. Był to pierwszy Puchar Polski zdobyty przez Pasy, a Lechiści musieli obejść się smakiem.
REKLAMA