DERBOWE DRESZCZE
W tych drugoligowych z sezonu 2007/8 wchodziłem z ławki dlatego wiele nie opowiem.
Do końca życia za to zapamiętam te pierwsze ekstraklasowe. To Arka, pod wodzą trenera Michniewicza lepiej zaczęła sezon i była faworytem. Pamiętam jak jechaliśmy do Gdyni z kierowcą którego nazywaliśmy „Pakerman”. Nigdy się nie zatrzymywał na papierosa, palił przez lufcik przy kierownicy. Czuć było adrenalinę jak się jechało przez miasto. Wpierw w Gdańsku widzieliśmy kibiców Lechii, którzy nas pozdrawiali, a potem bliżej stadionu już kibice Arki. Już wtedy miałem dreszcze…
Nie zapomnę gdy wchodziliśmy na ten kameralny stadion w Gdyni, była atmosfera że zaraz wydarzy się coś mega ważnego, coś bardzo dobrego albo bardzo złego. W powietrzu czuć było tę nienawiść kibiców. Ale paradoksalnie właśnie to mnie niosło. Dramaturgię wzmocniło jeszcze to, że podczas meczu zgasły światła po jednej stronie trybun. Do końca graliśmy przy słabszym świetle.
Potem, gdy wróciliśmy, nasi kibice przy Traugutta już czekali, witali nas jakbyśmy zdobyli jakieś ważne trofeum, podrzucali nas, był szampan, to się praktycznie nie zdarza.
Pamiętam oczywiście jakie po tym meczu wyszły plakaty: „Buzi na prezydenta”, miłe to było, mam chyba ze 30 jeszcze w domu. Plakat jest w muzeum, byłem ostatnio, by przekazać koszulkę Panu Zbyszkowi. Strzeliłem bramkę w derbach w Gdyni, pół roku później poprawiłem. To po mnie zostanie. Cieszę się, że kibice to docenili. A o to jest trudno w Gdańsku.
W kolejnym meczu wyjazdowym rok później asystowałem przy bramce śp. Kuby Zabłockiego, tak że jemu zostało tylko dołożyć do pustej. W takich sytuacjach przeważnie strzelałem, ale tu miałem pomysł, aby podać do Kuby, idealnie trafiłem.
Z kolei mnie idealnie w uliczkę wypuścił Piotrek Wiśniewski, z którym do dziś mam zresztą dobry kontakt. „Wiśni” wszystkie piłkarskie elementy jak balans ciałem, zwody, pojedynki jeden na jeden, przyjęcie przychodziły płynnie, z takim luzem, swobodą. Ja to wszystko musiałem wyćwiczyć. Bazowałem na szybkości i na dobrej współpracy z pomocnikami. Miałem gaz i umiałem dobrze wyjść na pozycję. Wszystko wywalczyłem pracą i cieszę się z tego co mam i gdzie doszedłem. Mogło być gorzej, a jest lepiej niż mogłem się spodziewać.
Najlepszy był moment po meczu. Jeszcze na środku boiska, w kole Budziński się gotował jak mogli z nami przegrać, a Kapsik na to „K… jakbyśmy tylko z wami grali to byśmy majstra zrobili. Łatwe punkty”.
Czytaj cały artykuł na LechiaHistoria.pl