Jóźwiak przed meczem Lechii z Legią udzielił wywiadu dla "Przeglądu Sportowego". Oto jego fragmenty:
Będzie miał pan rozdarte serce przed meczem Legia – Lechia?
Marek Jóźwiak (były piłkarz i dyrektor sportowy Legii, obecnie szef skautingu Lechii Gdańsk): W Lechii pracuję, ale nie ukrywam, że byłem, jestem i będę legionistą. Niech wygra lepsza drużyna. A komu będę kibicować, nie ma znaczenia dla wyniku.
Teraz pracuje pan w Lechii, ale jaka jest dokładnie tam pana rola? W sierpniu pisano, że ma być pan zwolniony.
Marek Jóźwiak: Zwolnić mnie, a w zasadzie rozwiązać umowę, może tylko prezes, bo to Adam Mandziara mnie zatrudniał. Dalej pracuję w dziale skautingu, a o swojej przyszłości zawsze rozmawiam z prezesem.
Mieszka pan w Warszawie. Nie jest to nieco dziwne?
Marek Jóźwiak: Moja praca nie polega na siedzeniu za biurkiem, ale za kółkiem – a z Warszawy wszędzie jest bliżej. Mamy cykliczne spotkania z prezesem, trenerem i całym działem skautingu, na których na bieżąco omawiamy potrzeby na najbliższe okna transferowe. Oceniam zawodników, którzy mogą trafić do Lechii. Sprowadzenie Kuciaka, Mario Maločy, czy młodych Adama Chrzanowskiego i Daniela Mikołajewskiego było moim pomysłem. Pozytywnie opiniowałem też Lukaša Haraslina i Rafała Wolskiego, ale to prezes prowadził z tymi zawodnikami rozmowy i to były jego pomysły.
Ostatnie transfery Lechii nie rzucają jednak na kolana.
Marek Jóźwiak: Nie mamy takiego budżetu jak Legia czy Lech, by sprowadzać zawodników za podobno pieniądze, ale proszę popatrzeć na kadrę – chyba nie jest najgorsza. Wszystko opiera się na kontaktach właścicieli i prezesa, na przykład na rynku portugalskim, niemieckim i naszych obserwacjach rynku polskiego. Liczymy na zawodników młodych, z opcją transferu definitywnego. 200–500 tys. euro – to są realia, w których możemy się poruszać.
Cały wywiad