Sytuacja finansowa Lechii po spadku z Ekstraklasy stała się bardzo trudna. W budżecie układanym przez byłego prezesa Biało-Zielonych, Pawła Żelema, brakuje wpływów z kilku źródeł. Lechia nie otrzyma żadnych pieniędzy za sprzedaż Łukasza Zwolińskiego (ten po zakończeniu kontraktu z Lechią podpisał umowę z Rakowem Częstochowa), o wiele niższe od zakładanych są przychody z biletów i hospitality i również o wiele niższe od zakładanego było miejsce Lechii w Ekstraklasie.
Koszty o kilkanaście milionów przewyższyły wpływy.
- W kuluarach mówi się, że sam sezon 2022/23 koszty przewyższyły przychody o jakieś 15-17 mln zł. Padają również kwoty wyższe - nawet ponad 20 mln zł - napisał dziennikarz Interii, Maciej Słomiński.
Piłkarze Lechii otrzymali w 2023 roku wynagrodzenie za jeden miesiąc. Pieniędzy nie otrzymują również trenerzy, pracownicy w tym ci z klubowej akademii. Do 15 lipca została przedłużona płatność premii za zajęcie czwartego miejsca i awansowania do Ligi Konferencji Europy w poprzednim sezonie, a Komisja ds. licencji zablokowała możliwość "rolowania" tych zobowiązań. Przez ostatnie kilka lat Lechia radziła sobie w ten sposób, że mając pewne miejsce w Ekstraklasie, można było pociągnąć należne transze przychodów z przyszłego sezonu z ligi lub z telewizji. Po spadku ta możliwość została zablokowana.
Sprawa przejęcia Lechii jest mocno skomplikowana, pomiędzy stronami są rozbieżności. Najlepiej by było, aby najbardziej palące zobowiązania w tej chwili uregulował przedstawiciel akcjonariusza większościowego.
- Rozmowy o przejęciu Lechii Gdańsk idą powoli, bo klub ma ogromne długi - za sam sezon 2022/23 15-17 mln zł albo lepiej. Moim zdaniem jeśli niemiecki właściciel nie wejdzie do gry będzie po herbacie mimo dobrej woli Dulkiewicz i Brańskiego - napisał Słomiński na Twitterze.
Cały tekst można przeczytać na stronie Interia Sport.