80 Migawek #44 - Końcówka lat 90. w fuzji
16 czerwca 2025
W sezonie 1999/2000 Lechia kontynuowała fuzję z Polonią Gdańsk.
Zaplecze I ligi po sezonie 1998/1999 zostało poważnie zmodernizowane. Połączono dwie grupy: Wschodnią i Zachodnią, przez co w II lidze w kampanii 1999/2000 grały... 24 zespoły, a każda drużyna rozegrała 46. kolejek.
Biało-Zielonych czekało kilka bardzo długich, zważywszy na ówczesny stan dróg, wyjazdów. W II lidze grały chociażby Hetman Zamość czy Włókniarz Kietrz, a to miasto jest położone w południowo-wschodniej części województwa Opolskiego.
W międzyczasie zmieniła się nazwa zespołu - "pozbyto" się Polonii, więc została sama Lechia Gdańsk. Drużynę w sezonie 1999/2000 prowadził Jerzy Jastrzębowski, więc legendarny szkoleniowiec, który kilkanaście lat wcześniej doprowadził Biało-Zielonych do Pucharu i Superpucharu Polski.
Do ekipy wrócił Maciej Kozak i to on w rundzie jesiennej był podstawowym bramkarzem Biało-Zielonych. W rundzie wiosennej bronił już młodziutki Krzysztof Pilarz, choć na dwa ostatnie spotkania wskoczył jeszcze Kozak. I wybronił Lechii utrzymanie w lidze. Ale od początku.
Ekipa znowu została wzmocniona kilkoma zawodnikami z juniorów. W tamtym sezonie zadebiutowali Karol Piątek i niejaki Sebastian Mila. Skład nie był jednak skrojony aby myśleć o awansie.
Biało-Zieloni rozpoczęli sezon 17 lipca 1999 roku, od zwycięstwa nad Świtem Nowy Dwór Mazowiecki na wyjeździe. Były to jednak miłe złego początki. Lechia do końca rundy jesiennej wygrała jeszcze tylko sześć razy, i po 23. kolejkach miała tylko 24 punkty.
Drużyna miała duży problem ze zdobywaniem bramek - po rundzie jesiennej Biało-Zieloni mogli cieszyć się z goli tylko 23 razy.
Nastąpił rok 2000, a wraz z nim zwolnienie Jerzego Jastrzębowskiego. W spotkaniu z RKS Radomsko (2:0) Biało-Zielonych trenował już Lech Kulwicki, jego asystent, a na następne spotkanie zatrudniono już nowego trenera. Romuald Szukiełowicz, bo o nim mowa, to człowiek głównie kojarzony ze Śląskiem Wrocław, który pracował chyba na każdej szerokości geograficznej w Polsce. I jego doświadczenie mocno przydało się Lechii.
Biało-Zieloni pod jego wodzą zdobyli 34 punkty w 21. spotkaniach, ale o utrzymanie musieli drżeć do końca sezonu.
W ostatniej kolejce Lechia grała w Krakowie z Hutnikiem o życie. Obie ekipy musiały zdobyć punkty, ale w lepszej sytuacji była Lechia — im do szczęścia wystarczył remis, a Hutnik musiał wygrać.
Hutnik szybko objął prowadzenie po bramce z karnego autorstwa Artura Prokopa. Jeszcze przed przerwą wyrównał Tomasz Borkowski.
Relacja ze spotkania z serwisu Gdańsk Nasze Miasto. Pisownia oryginalna:
Wyznaczono dwie obsady sędziowskie. Przed spotkaniem, w wyniku losowania, okazało się, że poprowadzi je Grzegorz Gilewski z Radomia. Poznaniak Grzegorz Kasperkowicz został arbitrem technicznym.
I choć do pana Gilewskiego i tak były pretensje (pokazał choćby, że przedłuża mecz o pięć minut, a w rzeczywistości piłkarze grali o dwie dłużej), to jednak swoją postawą wyniku meczu nie wypaczył.
Zdania na temat rzutu karnego, po którym gospodarze uzyskali prowadzenie, były podzielone. Jednak w opinii gdańskich piłkarzy nie najlepiej spisujący się w całym meczu Grzegorz Motyka faulował szarżującego Marcina Chmiesta. Pewnym wykonawcą ,jedenastki" okazał się Artur Prokop. Ten piłlkarz właśnie był w środę największą zmorą gdańszczan. Pięciokrotnie egzekwował rzuty wolne i w każdym przypadku pachniało golem. Raz piłka, po odbiciu się od piersi Macieja Kozaka, trafiła w poprzeczkę. Z kolei w 83 min gdański golkiper nie popisał się, gdy również po wolnym Prokopa, wypuścił futbolówkę z rąk. Zrehabilitował się jednak wspaniałą robinsonadą po dobitce Grzegorza Jasiaka.
Kozak, na skutek dość niefrasobliwej postawy obrońców, ratował swój zespół jeszcze nie raz, chociaż sam też popełniał proste błędy. Przed przerwą wygrał pojedynek sam na sam z Grzegorzem Jasiakiem. W ostatniej minucie meczu zdołał zastopować uderzenie Krzysztofa Przytuły.
Ale i on nie mógłby nic poradzić, gdyby w 74 min Jasiak dobrze przyjął piłkę, po podaniu Chmiesta. Krakowski napastnik miał przed sobą pustą bramkę. Lechia atakowała rzadziej, lecz też zdołała strzelić jednego gola. Po indywidualnej akcji na strzał z 20 metrów zdecydował się Tomasz Borkowski. Uderzenie nie było za mocne, ale zaskoczyło Tomasza Kwedyczenkę. Poza tym bliski szczęścia był Marcin Kubsik (piłka, po jego dośrodkowaniu trafiła w słupek), Dzidosław Żuberek i Mirosław Feith.
W końcówce gdańszczanie już tylko wyczekiwali końcowego gwizdka i gdy on zabrzmiał, cieszyli się jak dzieci. Wszyscy piłkarze rzucili koszulki do sektora zajmowanego przez kibiców Lechii. Radość udzielała się także gdańskim działaczom, którzy przybyli pod Wawel dość silną grupą, z szefem rady nadzorczej, Michałem Wojewskim na czele.
Co innego - nerwy - udzielały się za to krakowianom. Zdenerwowany trener Jerzy Kowalik twierdził, że jego zespół ,przegrał z wiejską drużyną". Doszło nawet do słownej kłótni szkoleniowca z byłym prezesem Hutnika Janem Figutem. Skończyło się na tym, że jeden z ,podciotków" prezesa uderzył Kowalika. I był to chyba najlepszy, choć żenujący, komentarz do upadku Hutnika, który został ukarany za swoje wszystkie gierki i to niekoniecznie boiskowe... Kibice tego klubu swoją frustrację z powodu spadku ulubieńców wyładowali na policji. Co najmniej pięciu funkcjonariuszy zostało rannych. Kilkanaście osób zatrzymano.
Biało-Zieloni ostatecznie zajęli 14. miejsce w lidze, czyli trzecie bezpieczne. Z ligi spadło aż osiem drużyn...
Pomimo ogromnej ilości kolejek, najlepszy strzelec Biało-Zielonych miał tylko dziesięć bramek. Był to Robert Kugiel, który poza krótką przygodą w Rakowie Częstochowa całą karierę spędził w klubach z Trójmiasta albo z jego okolic.
Na kolejny sezon władze klubu postawiły za cel awans do I ligi. Skończyło się zupełnie inaczej, choć o opiszemy w następnej migawce...
Źródło: Gdańsk Nasze Miasto, Lechia.net, Lechia Historia, 90minut.pl, Wikipedia
REKLAMA