Wystarczy powiedzieć, że najlepsze widowisko w tej kolejce stworzyły zespoły Cracovii i Piasta Gliwice. Były ładne akcje, a i elementami komediowymi można by obłożyć kilka kolejnych spotkań. Tuż przed jego rozpoczęciem okazało się, że granatowo-czerwone stroje Piasta, zbyt podobne były do czerwono-białych pasiastych koszulek gospodarzy i sędzia nakazał ich zmianę. Cóż, sędziemu przeszły też zapewne przez głowę myśli że stadion w Sosnowcu jest zbyt podobny do Camp Nou, a interwencje Rafała Kwapisza (pierwsza bramka, majstersztyk bramkarza Piasta) jako żywo przypominają choćby Ikera Casillasa. Na koniec zawodnik formacji ofensywnych Cracovii stwierdził: -To mój siedemnasty mecz w ekstraklasie i nareszcie pierwsza bramka. Jest dobrze. Prawda, że obiecująco?!
Podobać mógł się jeszcze mecz w Bełchatowie gdzie niepokonany od siedmiu spotkań GKS podejmował warszawską Legię. I powinien ten mecz wygrać, jednakże natrafił na ścianę w postaci Jana Muchy. Gospodarze ostrzeliwali bramkę Słowaka z uporem godnym pozazdroszczenia, grali naprawdę przyzwoity futbol, gdy nagle Maciej Iwański, po dosyć wątpliwym faulu, huknął z rzutu wolnego w okienko bramki Sapeli i zapewnił Legii zwycięstwo. Czasami nie opłaca się wstawać z łóżka.
Co do pozostałych spotkań, poświećmy im tyle ile były warte. Mecz w Chorzowie się odbył. Ruch bezbramkowo zremisował z Koroną Kielce. To wszystko. Gdyby można by napisać o tym meczu coś ciekawego, na pewno zostałoby to opisane. W Białymstoku było jeszcze senniej. Jagiellonia zremisowała z gdańską Lechią. Lechia usatysfakcjonowana już w tym tygodniu derbowym zwycięstwem, nastawiła się na remis, a Jagiellonia nastawiła się na… W sumie nie wiadomo na co, chyba na nic, bo przez większość meczu właśnie nic grał zespół z Białegostoku. Najszerzej komentowanym wydarzeniem tego meczu była decyzja o niepodyktowaniu w pierwszej połowie karnego dla gości. Fakt, że była to dosyć sporna kwestia. Ale gdyby nie to, w kontekście tego spotkania dyskutowano by co najwyżej o tym, w którą stronę rośnie trawa na stadionie Jagiellonii. Natomiast w Gdyni, na pożegnanie wyburzanego za niedługo stadionu, Arka spotkała się z wrocławskim Śląskiem. Biorąc pod uwagę pierwsze pięć minut meczu, ci którzy na mecz się spóźnili mogli żałować. Biorąc pod uwagę pozostałych 85 minut, ci którzy zostali na meczu do końca, żałowali jeszcze bardziej…
Z kolei w Lubinie spotkały się dwie drużyny Franciszka Smudy. Obecna – Zagłębie podejmowała poprzednią – poznańskiego Lecha. Mecz można podsumować w dwóch słowach: Sławomir Peszko. Biegał, skakał, strzelił decydującą bramkę i wyleciał z boiska po czerwonej kartce. Reszta zawodników mogła się przyglądać i zająć się choćby skubaniem słonecznika.
Warta odnotowania jest praca Jose Marii Bakero w warszawskiej Polonii, która w dwóch ostatnich spotkaniach zdobyła 4 punkty. Wiele w ciągu tak krótkiego czasu hiszpański trener przekazać piłkarzom nie mógł, ale wystarczyło nauczyć jednej powtarzanej do znudzenia akcji aby pokonać średniej klasy polską drużynę, jaką jest Polonia Bytom. Widząc ciągle jeden schemat goście z Bytomia musieli stracić cierpliwość i pomyśleć: „A strzelcie w końcu tą bramkę, tylko zagrajcie coś nowego.” Cóż, takie usprawiedliwienie, choć oczywiście z przymrużeniem oka (jak zresztą cały felieton) byłoby lepsze dla piłkarzy Polonii, jako że regres w poziomie gry i zaangażowaniu, jaki zanotowała ostatnio ta drużyna, nie świadczy zbyt dobrze o zawodnikach. Co do Czarnych Koszul, z uwagą należy śledzić, co zdoła uczynić z tym zespołem hiszpański trener. Z drugiej strony, doprowadzenie Polonii do przyzwoitego poziomu to zajęcie, przy której praca mitologicznego Syzyfa przypomina spacer po parku. Ale być może Bakero to się uda.
Liderem na półmetku pozostaje, jak przez większą część rundy, krakowska Wisła. Po dwóch kolejnych porażkach Krakowianie byli żądni wygranej. A że akurat jako rywal wystąpiła przyklejona do dna tabeli Odra Wodzisław, mogli to osiągnąć bez większego wysiłku. Mówiło się, że Odra ma szansę z powodu kontuzji Pawła Brożka. Cóż, gdyby kontuzjowani byli jeszcze Kirm, Małecki, Marcelo, Jop (a nie, to byłoby wzmocnienie Odry) trener Skorża, a nawet klubowe sprzątaczki, wtedy Odra może miałaby szanse. A tak, bramka Wodzisławian była zagrożona przez większą cześć meczu, a trzy stracone bramki to i tak mało. Szczerze mówiąc, bramka Odry byłaby zagrożona nawet gdyby na boisku wybiegł zespół emerytów Zrywu Śliwniki.
Tak oto liga dotarła do półmetka. To jeszcze nie koniec emocji (jakiekolwiek by one nie były), gdyż zostały jeszcze do rozegrania dwie kolejki awansem z rundy wiosennej. Na podsumowanie zatem przyjdzie jeszcze czas.